Inne miejsca

poniedziałek, 30 lipca 2007

sprzątanie

wreszcie robotnicy wymaszerowali z mieszkania. Co prawda nie do końca: jeszcze zostały stare płytki do usunięcia, które w tej chwili czekają sobie na zmiłowanie na balkonie. No i trzeba drzwi zdjęte na czas remontu, założyć znowu na swoje zacne miejsce na futrynie.
W sobotę wynosiliśmy kuchnię: ja myłam szafki a dwóch panów nosiło je na duuużyyy samochód. Okazało się że w szafkach mam całkiem pokaźną ilość 'gratów', którą ostatecznie wrzucałam jak leci do kartonów z obrzydzeniem i silnym postanowieniem, że zamiast to myć z kurzu, po prostu wywalę na śmietnik. Zmieniłam zdanie wieczorem, jak zaczęłam sprzątać. No dobra, ustalmy coś: garnek emaliowany sprzed 30 niemal lat nie jest piękny. Ale jego funkcja jest niezaprzeczalnie istotna: w czym będę gotować wyszywanki ???? Przecież nie w garnku w którym wczoraj była pomidorowa??? !!! Więc został. Lejek użytkuję bardzo rzadko (nie pamiętam kiedy ostatnio i do czego) ale skoro go kupiłam w ciągu ostatnich 6 miesięcy to znaczy że był potrzebny. Tak samo sitko. I dwie patelnie. No i spryskiwacz do kwiatków (cieknie, ale daje radę) i doniczka idealna na kaktusy, ziemia do kwiatków, koszyczek wiklinowy, w który wstawiam gwiazdę betlejemską na Boże Narodzenie, trzy komplety kubeczków jednorazowych (na majówkę/grilla/wypad za miasto idealne)  …. Itd., itd…. I tak się zbiera, zbiera….. A ja to myłam, myłam… Aż do obrzydzenia. A teraz nie ma szafek kuchennych więc stoi w kartonach, skrzynkach i znowu podlega procesowi osiadania drobin gipsu, kurzu…..
A do tego po umyciu okien, okazało się że …zrobiły się smugi na szybach !!!
Wrrrr….


6 komentarzy:

  1. HIhi, świetnie cię rozumiem. Ja przez wiele lat miałam to samo. Gromadziłam, zbierałam "bo sie przyda", "bo sie przerobi" itd. Teraz mam "okresy" kiedy wyrzucam wszystko, czego nie dotknęłam od dwóch lat.
    Wyrzucam, a nastepnie po tygodniu okazuje się, że to co wywaliłam bardzo by sie przydało.
    Na okienne smugi polecam "magiczną szmatkę" z mikrofibry. Wystarczy gorąca woda, przetrzeć i pięknie jest :)).

    OdpowiedzUsuń
  2. To chyba jednak świat zwariował, a nie my. Na zach. powstają stowarzyszenia ludzi nie kupujących nowych rzeczy - nie z powodu świra tylko z rozsądku. Wyrzucanie rzeczy nie zepsutych jest jednak czymś niepokojącym. Wiem, że zbieranie rzeczy ogranicza nas ale z drugiej strony jest sposobem na pamiętanie o pzreszłości. Jeśli ktoś jest zadowolony ze swojego zycia to nie koniecznie trzeba bez przerwy wszystko wywalać. To jest dość skomplikowane i trudne ale ktoś kto wyrzuca do śmietnika nowe rzeczy ... Ciekawe kto bardziej ulega praniu mózgu ten co leci za nowościam jak ćma i zasuwa po godzinach czy ten. kto gromadzi starocie i mówi moja kuchenka jest w świetnym stanie - nowiutka ( chociaż ma 20 lat). Spoko spoko trzeba szukać przyjemności w życiu a nie kupować nowe jednorazowe bajerki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja wyrzucam to o czym wiem, że nie przyda mi sie, zostawiam rzeczy wzbudzające jakąś ciepłą strunę w sercu.Dlatego na strychu stoi babciny przedwojenny singer do szycia. A np ubrania, których nie ubiorę wkładam do worka i wrzucam do pojemnika PCK albo wystawiam koło śmietnika dla zbieraczy. Myślę, że tu nie chodzi o "latanie za nowościami". Wymieniłam telewizor na nowy choć stary był dobry, tak samo pralke i parę innych rzeczy. Po prostu świat idzie do przodu, a my chcemy coraz łatwiej żyć. Czy to źle?
    A gromadzenie staroci często zamienia sie w gromadzenie rupieci. Czy o to chodzi?

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie się zastanawiam jak jest granica pomiędzy gromadzeniem staroci, gromadzeniem rupieci a gromadzeniem zupełnie zbędnych rzeczy. Przeciekający spryskiwacz jest rupieciem, czy starocią? A może rupieciem? Skoro nie działa poprawnie i z tego powodu go nie używam, a jednocześnie radzę sobie bez sprawnie działającego to chyba mogę ostatecznie się bez niego obejść i nie ma powodów żeby trzymać starego 'trupa' ?
    I popieram Cię Baabciu, że pogoń za nowościami nie jest najlepszym rozwiązaniem. Jednak pytanie jakie sobie zadaję jest raczej inne: gdzie jest optymalny punkt pomiędzy ilością różnych gadżetów a faktycznymi potrzebami i częstotliwością ich wykorzystania? Przecież jak patrzę na ilość kubków które posiadam.... połowa ma obtłuczone uszka. Nie używam ich, bo mają obtłuczone uszka. Nawet jak je naprawię to będę bała się ich używać bo mają 'uszkodzenie'. Więc będą stały i zajmowały miejsce. A z drugiej strony stoją bo... żal wyrzucić, bo ten jest ładny, ten ma ładne kwiatki, a tamten dostałam jak odchodziłam z pracy a jeszcze inny bo dostałam go na 18 urodziny ..... itd. Paranoja.

    Jednakowoż nie posunę się do krytyki postępowania innych ludzików: jak ktoś ma warunki żeby zmieniać nowy telewizor na nowy, albo nową pralkę na nówkę, to jego kłopot. Oby nie zaśmiecał środowiska (typu: wyrzucić pod lasem), tylko np. oddał potrzebującym poprzedni model.
    Moje pralka będzie chodziła aż do śmierci. Mojej albo Jej :D
    Chyba że wypuszczą na rynek urządzenie które będzie prało i prasowało. Wtedy na 100% ją zamienię na takie cudo :)

    Albo temat poruszony przez Irenkę: ciuchy. Jest tego w każdym domu masa. Oosbiście mam takie złażone, albo sprane, że wstydziałabym się je komuś przekazać, bo są potężnie zmechacone, albo wyciągnięte albo np straciły kolor. Nie chodze w nich z tych właśnie powodów. A jednak trzymam w szafie. PO kiego diabła?? Sentyment :( A wszystko się kurzy, śmierdzi itd....

    OdpowiedzUsuń
  5. ja również jestem na etapie sprzątania i również dochodze do wniosku że bardzo szybko można się zarzucić różnymi niepotrzebnymi przedmiotami no ale tacy już jesteśmy ;-)

    cieszę się że już najgorsze masz za sobą pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. u mnie z ciuchami nie ma problemu
    przez szmat czasu wynajmowaliśmy mieszkania - przed przeprowadzką należało dokonać segregacji
    bambetli. Z konieczności następowały segregacje. Zostało do dzisiaj. Zimowe do pawlacza bo przeszkadzaja latem - segregacja, letnie do schowania - segregacja itp.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za kilka słów :)