.... nas weekendowa dopadła: działka. Było zwykle-niezwykle gdyż tym razem w weekend gościła u nas moja Mother Kochana.
Pomimo działkowego wstępu będzie jednak robótkowo, obiecuję.
Ale jeszcze najpierw muszę wyjaśnić nieco charakter mojej Mamy aby zrozumieć co znaczy "zwykle-niezwykle".
Ona ma taką przypadłość że nie może usiedzieć na tym na czym zazwyczaj się siedzi spokojnie, tylko cały czas się rusza. Co gorsza rusza się produktywnie i co gorsza Jej poruszanie się jest skierowane na akcje korygujące. Przykład: nie usiądzie wypić kawy i kontemplować ciszę. O nie! Ona usiądzie, pije kawę i mówi mi o kolejnych rzeczach które należy zrobić w domu/na działce/w ogródku/przy roślinach. Albo idzie z tą kawą i 'przy okazji' przychyla się wyrywać chwasty.
W związku z tym czuję się kompletnym nierobem i leniem i wpędzam się w poczucie winy: jak mogłam nie zauważyć tego chwaściora przed Nią???? Jak to się dzieje że jeszcze TU rośnie??? I zaczynam widzieć każdy jeden chwast na ścieżce, oblewa mnie zimny pot na myśl o zakurzonych oknach i nie zamiecionym tarasie..... Z drugiej strony to tylko działka, zaraz po budowie i do tego pod lasem. Nie ma bata: apteki z niej nie zrobię. No ale panicznie myśli jeszcze biegają i sieją spustoszenie w moim racjonalnym świecie.
Mam nadzieję że już wyjaśniłam o co chodzi: moja Mama ma milion myśli racjonalizatorskich z czego połowę od razu realizuje i robi to niezwykle metodycznie do tego wszystkiego.
Wracam do meritum po przydługim wstępie: siedzę z tą moją Mother a po mózgu latają oszalałe w panice myśli: czy Jej słuchać czy wstać i latać i planować ziemię i rwać perz zamiast tak bez sensu tracić czas na napicie się kawy. Skutkiem czego całą sobotę latałam na zmianę między myciem okien (bo trzeba założyć moskitiery) do rwania perzu bo .... moja Mama postanowiła nie tracić czasu i założyć kolejną mega-'rabatę'. Rabaty nie pokażę bo nie jest gotowa. Nie jest gotowa bo się okazało (słusznie zresztą) że trzeba najpierw zrobić ścieżkę. Więc robiłyśmy ścieżkę. Ścieżki też nie skończyłyśmy (6 metrów długości, ponad metr szerokości, zbity dywan perzu do wykarczowania, spadek do wyrównania poprzez przeplantowanie ziemi ....)
W sobotę padłam jak nieżywa - ledwo po schodach wlazłam na górę. A moja Mama?!?!?! Zgadujcie!
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Wstała o 4:30 (rano!!!!) i zaczęła przerabiać ścieżkę bo po przebudzeniu doszła do wniosku że cała praca sobotnia jest do ... niczego. Trzeba zrobić inaczej. I tak żeśmy robiły.
Ja znowu latałam od mycia okien do rabaty :( Pewnie te moje okna to przekleństwo i zastanawiacie się czy ja już nie mam nerwicy natręctw. Otóż nie! Musiałam je umyć i wyszykować na pierwsze, historyczne zakładanie ozdób okiennych! Ta dam!!!!
A dlaczego ja to wszystko piszę ?! I dlaczego będzie robótkowo?!
Bo ... Moja Mama z ADHD zimą wróciła do szydełka. Wyciągnęła zakurzeńca z kąta i zobaczcie co mi podarowała:
Dwie cudnej urody zazdrostki! Wylądowały w oknie salonu. Jak się dobrze przyjrzycie to w oknie po prawej strony odbija się w okienku Duch ;)
Ale to nie koniec: dostałam też cudną pajęczą zazdrostkę do kuchni!!! Z ogródka wygląda to tak:
Uwierzcie mi na słowo: jest cudna .... Nie potrafię jednak zrobić ładnego zdjęcia ze środka domu. Może uda się następnym razem.
Miało być krótko, wyszło jak zwykle. Słowotok- trudno. Ale moja Mama jest niezwykła i jestem z Niej baaardzo dumna i bardzo bym chciała żeby wszyscy o tym wiedzieli.
Nawet jeśli wpędza mnie zupełnie nieświadomie w poczucie że sen to strata czasu. Bo kto to widział aby spać o 4:30 kiedy ta ścieżka wyszła tak bez sensu?!?! I natychmiast należy ją poprawić?! Przecież już jest widno!
I tak Ją kocham.
Miłego wieczoru :)