Inne miejsca

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podróże. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podróże. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 16 listopada 2015

Głosowanie, Kraków i Żona

Ostatnio namawiałam do głosowania w Bloger Festival Quilt. Za wszystkie głosy bardzo dziękuję!
Zanim utajniono wyniki głosowania (w okolicach 3 dnia głosowania) miałam około 160 głosów i plasowałam się z pracą w  top 3 w kategorii. 
Po utajnieniu głosowania i jego zakończeniu okazało się że głosów mam poniżej 70. Ciekawa sprawa.
Nie chce mi się tego komentować.

To teraz weselej. Wybraliśmy się w listopadzie do Krakowa. Było ciepło i jak to zazwyczaj w Krakowie nieprzewidywalnie. Oczywiście było tak że padał deszcz i było również zdecydowanie zbyt ciepło.
Spacer na Kopiec Kościuszki, jak w ubiegłym roku, odbywał się w gorącej atmosferze, wśród złotych jesiennych liści i ciepłych promieni słońca.
Smogu nie zauważyliśmy - wiał silny wiatr i nie istniała konieczność chodzenia w żadnych maskach.
Liście

Jasiek jesienny

Doszło również do historycznych spotkań! Z Susan i Lilą.
O ile z Susan rok temu przerozmawiałyśmy cały dzień w W-wie, teraz spotkanie było kontynuacją jakże miłego lipca 2014. O tyle znajomość wirtualna z Lilą o długości chyba dekady wreszcie została nagrodzona wspólną kawą-herbatą i długaśnym spacerem po Krakowie!

Obu Wam Dziewczyny dziękuję za spotkanie :)  Od radości w oczach mam kurze łapki!


Wróciliśmy szczęśliwie i we wszystkich kawałkach.
Po małym skoku w bok (miniquilt) wróciłam do szycia żony (Farmers Whife). Dla niezorientowanych: cała Żona to 111 bloków.
Przymierzam się do uszycia wszystkich.
Dzisiaj, przy okazji pierwszej wolnej niedzieli od "nie-pamiętam-kiedy" uszyłam 4 bloki, co daje mi łącznie 34 bloki gotowe. Czyli jakieś 30%.

Oto dotychczasowy urobek:
 Niedługo nie będą mieścić się do pudełka - jakaż dumna jestem z tego powodu ;)

 I oto wszystkie szarości.



Jeszcze tylko ~ 8 sztuk i już, już zacznę pracować z żółtymi kolorami :D
A żółcie będą piękne!


wtorek, 21 sierpnia 2012

Płynie Wisła, płynie

po polskiej krainie,
po polskiej krainie"

Kraków minęła i toczy wody po Mazowszu. A w okolicach Troszyna (przed Płockiem) wygląda naprawdę malowniczo.
Malowniczo to też czasami złowrogo:
 
Jest plaża, po której chadzają krowy i trzeba uważać na świeże niespodzianki. Dlatego lepiej trzymać stopy nad ziemią:



Są idealne miejsca na piknik:



Albo normalnie, do posiedzenia i podumania:


Są i cudne mazowieckie wierzby:

Są stfory różne:

I są Rokity:

Piękna pogoda, słońce, idealnie na spędzenie miłego sierpniowego popołudnia na świeżym powietrzu.


Sama nie wiem dlaczego dopiero teraz wybraliśmy się na tak bliską i jednocześnie tak daleką wycieczkę.
Polecam Wam wyprawy 'po sąsiedzku'. 

Idąc tym tropem zmierzamy ku naszemu rodzimemu morzu. Ostatnio byłam tam na dłużej niż jeden dzień .... 17 lat temu.

*
*             *

Do tematu SAL-a powrócę wkrótce! Myślę nad propozycjami haftów bieżnikowych. Chętnie też zapoznam się z Waszymi jeśli macie coś konkretnego na myśli.

poniedziałek, 12 marca 2012

Kolos 2011

I kto by pomyślał?
Że nasz mały Pawełek, co w dzieciństwie nazbierał w buteleczkę pchełek (jak mawiał mój śp. Dziadek Feluś), nasz urwis i ancymon co nigdy na doopie nie usiedział w spokoju, w połamanych okularkach i z nieodłącznym patykiem, sznurkiem i gwoździem w garści i w kieszeni.  Kto by pomyślał że właśnie Pawełek zostanie Kolosem 2011?????

Kolosy to bodaj największa impreza podróżnicza w Europie. Nagrody wręczane są w podczas Ogólnopolskiego Spotkania Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów.
W tym roku Kolosy 2011 przyznawane były w kategoriach: Podróże, Alpinizm, Żeglarstwo, Eksploracja Jaskiń oraz Wyczyn Roku.



Paweł za swoje 5 letnie podróżowanie stopem, żaglem, rowerem i na nogach, o których wspomniałam TUTAJ i TUTAJ dostał wyjątkową nagrodę w kategorii PODRÓŻE.

Nagrodę specjalną otrzymała Sztafeta Afryka Nowaka. Paweł przejechał 2 odcinki tejże sztafety, więc i tutaj dołożył swój pedał gazu do sukcesu teamu.

Poczytać o przebiegu całego spotkania i innych nagrodzonych można tutaj: Strona Kolosów LINK.


Jeju. Ale fajnie mieć takiego Brata*.









* syn Siostry mojej Mamy. Czyli najbliższy nie-rodzony Brat jaki może być.

środa, 15 lutego 2012

Pawła podróżowanie

Nie może być cały czas kwieciście.
Jakiś czas temu wspomniałam że nam się stan rodziny uzupełnił bo Włóczykij  wrócił na łono. Zrobiło się z Pawła medialne zwierzę. Pierwszy tydzień roku był tak obfitujący w wywiady że strach było otwierać lodówkę. A nuż Pawełek wyskoczy z majonezu???

Przeżyliśmy i to ;)
Kto przeoczył ten ma szansę pooglądać już właściwe wycinki - bez reklam.

Rozmowa z Justyną Kopińską - Na własnej tratwie
Notka z TheNews: TUTAJ
Kawa czy herbata  - TUTAJ
Teleekspres - TUTAJ
Pytanie na śniadanie - TUTAJ
Film z powitania Pawła w domu, Wigilia 2011 - TUTAJ

Rozmowa z Pawłem  - w 10 opon przez Afrykę ;) TUTAJ


Pokaz slajdów- w 8 minut dookoła świata (autorstwa B.Morawskiego): TUTAJ

Na żywo też jest szansa pooglądać slajdy z podróży! Już w najbliższy weekend w Poznaniu:
18 luty 2012  - zdjęcia z Afryki w ramach Wielkiej Gali "Rowertour" na auli AWF, ul. Królowej Jadwigi 27/39, godzina 14:00_________ Szczegóły TUTAJ

19 luty 2012 w Restauracji & Clubie Maltanka - Szczegóły TUTAJ.... 

Do tego prelekcja podczas gali KOLOSÓW - bo Paweł bierze też udział w walce o statuetkę Kolosa: TUTAJ. Rozstrzygnięcie już 9 marca!

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Wyjątkowe Święta

Nie muszę Wam mówić że Święta są wyjątkowym okresem. Widać to po blogach, ostatnich wpisach, zdjęciach. Przygotowania, klimat, spotkania, Rodzina ....
Właśnie: najbliżsi.
Dla mojej Rodziny te Święta były zupełnie inne.
Po 5 latach podróży, Wigiliach z pustym krzesłem wrócił.
Wrócił dokładnie w Wigilię. Przyjechał rowerem z Przylądka Igielnego /hi, hi ale to brzmi abstrakcyjnie!!!/
Wrócił i zasiadł z nami przy wigilijnym stole.
Kiedy wyruszał  5 lat temu w zasadzie trudno mi było uwierzyć w to co mówi: dookoła świata? Ale jak to? Tak po prostu? Sprzęt, trochę pieniędzy i już? To wystarczy? Konsumpcja ze mnie się wylewała.
Nie.... to niemożliwe. Za rok wróci.
A tymczasem nie wracał.  Pieszo, samochodem, rowerem, na łódkach, samolotami też. Jednak najczęściej pieszo przez 41 krajów, 125 tyś kilometrów.

Teraz sobie myślę: zobaczył kawał świata, przeżył coś czego nikt Mu nie zabierze, ma wspomnienia, niesamowite przeżycia i doświadczenia za sobą. Trudne chwile też w dorobku: choroby, tygodnie w szpitalu w Kamerunie, pot i krew.
Tak Paweł podróżował:


 Polska, Warszawa - Nepal, wpisy Pawła na blogu  TUTAJ

Nepal - Przylądek Igielny, RPA; wpisy Pawła na blogu TUTAJ 

Afryka rowerem; wpisy Pawła na blogu TUTAJ


Był i jest w Polsce. Punkt wyjścia, zero. A za tym punktem 0 jest 5 lat podróży.

Życzę Wam na te Święta żebyśmy wszyscy wrócili i dotarli do celu. Odnaleźli siebie, odważyli się realizować marzenia, abyśmy tego życia nie "przetrwali" ale przeżyli je pełną piersią i wspierali tych którzy mają pasję.


~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*

P.S. Kto ma ochotę zobaczyć rower  i posłuchać Pawła to zapraszam 27 grudnia do "Pytania na śniadanie" w TVP2 o 9.20.
I potem: 31 grudnia 2011, "Kawa czy herbata" o godzinie 9 rano w TVP1.

I dodatkowo materiał już wyemitowany w TVP Info: TUTAJ LINK
Na Facebooku: Paweł Kilen i tutaj.

sobota, 19 listopada 2011

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Dubai come back

Jola twierdzi że TO trzeba zobaczyć.
No to pokazuję. Nie będę się kłocić, nie?

Dziś krótkie nawiązanie do wizyty w Dubaju a przede wszystkim wizytancja w Dubai Mall która zaowocowała niespodziewanie oglądaniem jednego z największych akwariów świata (Dubai Aquarium, rekord księgi Guinessa w 2009r. ) .
Gdybym miała świadomość że w galerii jest akwarium nie wybrałabym się do niego celowo. Ponieważ przez galerię szliśmy do słynnych fontann, po drodze trafiłam w to niesamowite miejsce. Spędziłam tam około 3 godzin. I jak teraz czytam to co napisałam (z perspektywy kraju) to pewnie znowu uważałabym że ktoś kto tam był przesadza.
Niestety byłabym w błędzie.
Akwarium to niesamowita atrakcja!
Poza olbrzymią ilością płaszczek i innych rekinów białych i młotów poniżej te najbardziej znane potwory. Pływające nad moją głową. 



Po akwarium oglądałam widowisko światła i dźwięku w fontannach zlokalizowanych pomiędzy Dubai Mall i Burj Dubaj (najwyższy budynek świata).
Dubai Fountain to miejsce w centrum miasta zbudowane absolutnie sztucznie w celu zabawy gawiedzi i bawienia tłumów przybywających na zakupy w Galerii. Ot, taka karuzela z konikami dla każdego. Niestety jakość ręczna gdyż filmy zostały zarejestrowane na mało profesjonalnym sprzęcie (aparat fotograficzny) o 22:30 i 23:00.
Pierwszy pokaz to Whitney Houston  a drugi to lokalny, arabski kawałek.
Miłego oglądania!



poniedziałek, 18 lipca 2011

Pieśń przyszłości czy dzień dzisiejszy?

Tak się zdarzyło że mnie nie było jakiś czas tu. Za to nawet dość długo byłam gdzieś. W miejscu tajemnym, pożądanym, będącym synonimem luksusu, bogactwa, szaleństwa.
Powiem tylko że zaskoczyło mnie, powaliło, obezwładniło. Miasto. Nowoczesne, nieprzewidywalne, sen wariata. Wygląda jak z filmu który zaczyna się od napisu: "Rok 2075".
Wyprzedza pokolenia.

Tu mój hotel na granicy wieżowców i plaży (centrum miasta).... 

 

Nie potrafiłam zrobić zdjęcia stacji metra (z taksówki nie mieściła się w aparacie, a na piechotę tam się po prostu nie da dojść: brak chodników). A właśnie w projekcie metra zakochałam się. Oto pożyczone zdjęcie. Czyż stacja nie wygląda zjawiskowo???
W tle najwyższy budynek świata Burj  Dubai.
A poniżej w budowie kolejny sen wariata: budynek którego dach jest przekręcony o 90 stopni w stosunku do ziemi.... I te dźwigi na dachach. Ściągają je helikopterem??? Podobno 15% dźwigów na świecie zlokalizowanych jest właśnie w Dubaju. Nie wiem - nie liczyłam, ale jestem w stanie uwierzyć.

 

Był i czas na pluskanie w Zatoce Perskiej.
Jak widać poniżej: obok nowoczesności zderzenie z tradycją. Wielbłąd turystyczny i kobiety w czadorach.

Zresztą tych zderzeń chodziły pełne ulice, pachnące perfumami i parkujące Porche i Ferrari na granitowych chodnikach i podjazdach hotelowych......

Pierwszy raz cywilizowane miasto dnia dzisiejszego tak na mnie zadziałało. I nie ważne że w ciągu dnia temperatura była bliska 50stopni C w cieniu a w nocy spadała tylko o kilka stopni.

*
*               *

Co zostanie z niego gdy skończy się ropa? Co się stanie za dwadzieścia lat gdy trzeba będzie je utrzymać w dobrym stanie?
Teraz w Dubaju nikt o tym nie myśli. Najważniejsze że turyści jadą, biznes kwitnie.
A ja wracam do mojego kochanego kraju, który niestety zdaje się być wioską średniowieczną przy tym co tam widziałam.

piątek, 19 listopada 2010

Skandynawskie smaczki

Anuś jutro już wracam :) I szczerze powiedziawszy doczekać się nie mogę! A miałam tu tkwić do końca przyszłego tygodnia! Opatrzność (czy jakkolwiek by tego nie nazywać) zlitowała się nad nami i pozwolono nam zabrać się tydzień wcześniej. Szczęście mnie rozpiera!

To nie tak że TU jest coś nie w porządku: wręcz przeciwnie! Szwedzi są bardzo mili. Z każdym - nawet w kiosku - można porozumieć się w języku language. Wnioskując po tym fragmenciku kraju który obejrzałam Szwecja to ładny kraj. No dobrze: trochę zimny, ale ładny. Zresztą u nas też za chwilę będzie -5 i śnieg. Nie ma co rozpaczać.
Mimo to... po prostu tęsknię. A towarzystwo choćby najmilsze, to wciąż nie dom. Zwłaszcza jak słucha się hindusko-angielskiego  przez 10 godzin dziennie.

Te dwa tygodnie były intensywne, a po dowleczeniu się do hotelu nie miałam siły na nic innego jak paść na twarz. Po sieci zwyczajnie nie chciało mi się biegać. Blogi przeglądałam, ale nic mądrego mi nie przychodziło do głowy, czułam że mój mózg oscyluje jeszcze w okół spraw służbowych. Zresztą narady 'wojenne', budowanie strategii, burze mózgów  i zwykła wymiana informacji 'po godzinach' też dawała się we znaki.
Skutkiem czego zaczepiłam tylko jeden weekend w Sztokholmie a w zasadzie niedzielę (sobota zmarnowana choróbskiem).

Przeczytałam Wasze komentarze uważnie: wiedziałam że będziecie chłonne pasmanterii=wiedzy :)
Dziękuję również za maile z podpowiedziami 'co warto zobaczyć' :)

Popędziłam w niedzielę do centrum próbując pogodzić wszystko: zwiedzanie i szukanie pasmanterii.
I cóż?
Widziałam Stare Miasto (Gamla Stan):




Przyznaję że urocze! I takie podobne do naszych miast :)
W jednym z podwórek (nie omieszkałam zaglądać w różne dziury) znalazłam takiego malutkiego Jegomościa:


Obejrzałam uroczystą zmianę warty przed Pałacem Królewskim. Zdjęć nie zamieszczę bo nie wiem czy można tak wizerunkami mundurowych rzucać po blogach.

Pobiegłam (na własnych nogach w tę i nazad) ze Starówki do polecanego Skansenu:
 HI, hi ta budka telefoniczna stała przed Skansenem ale nie mogłam sobie odmówić jej sfotografowania i przytoczenia tutaj.



W skansenie wieki spotykają się z cywilizacją XXI w.

Gdy wyszłam z muzeum była już ciemna noc. Toż już 16.30 była w końcu.

Biegłam po szlakach wypatrując oczy za pasmanteriami. Zamiast nich trafiłam na dzianinowe zakątki. Kilka takich minęłam:
Nie muszę chyba mówić że wszystkie zamknięte w niedzielę i w godzinach moich 'popracowych' wizyt w Down Town?

A co z pasmanteriami? Kupa. Znalazłam jedną. Czynną do 17 (wg blogów szwedzkich).

Wyrwałam się dziś z biura o 16 (ignorując ostatni warsztat oraz godziny pracy) żeby zdążyć dojechać.
Pasmanteria była nastawiona na handel gotowymi kitami: obrusy, obrusy, obrusy i w końcu obrazki. Głównie Permin of Copenhagen. Wszytko z materiałami rozmiaru aidy 12. Choćby z powodu załączonej tkaniny nie warto było wydawać 400 SEK (~ 160 zł). Zestawy typu: breloczek+mini hafcik 10 x 10 krzyżyków + nitki kosztowały od 70-90 SEK (~28 - 326 zł).
Jeden wieszak z DMC. Tylko DMC.
Żadnych materiałów z metra.
Żadnych metalizowanych nitek.
Żadnych Rayonów.
Żadnych silków.
Żadnych  igieł.
Trzy grubości szydełka. Kilka grubości drutów. Plastików jakich pełno u nas. Żadne mercedesy. Nić do koralików (szt 1). Igły do koralików. Koralików brak. Żadnych kordonków, perłówek.
Byłam tak rozczarowana i zrozpaczona że z wrażenia nie zapytałam po ile chodziła mulina DMC. Przepraszam :(

Smaku dodatkowo dodaje fakt że leciałam tam z wywieszonym językiem aby do 17 zdążyć. A Panie w progu (dwie znudzone, znaturyzowane Azjatki) w progu poinformowały że przecież wszystkie okoliczne sklepy są otwarte do 18 więc dlaczego miałyby zmykać o 17?
Ano. Szkoda że na drzwiach żadnej informacji nie było. W przeciwieństwie do okolicznych sklepów które od góry do dołu oklejone były godzinami otwarcia.

Wam pozostawiam ocenę. Uważam że kompletnie nie miała sensu ta wyprawa. No ale ja już wiem.
Nie ustaję w nadziei,  że są tu jeszcze inne, lepiej zorganizowane i zaopatrzone miejsca. Które jeszcze odwiedzę.

To by było na tyle. Cieszę się że wracam. Jeszcze ze sto razy bym napisałabym jak mi radośnie gdyby nie to, że post już długi jest, i tak ledwo tu dobrniecie. A jutro rano samolot.

Pozdrawiam jeszcze ze szwedzkiej ziemi!

poniedziałek, 3 listopada 2008

Kolory Meksyku 1

Nie będę dziś pisała o samej wyprawie o Meksyku: zbyt długo by to trwało, zbyt wiele słów wymagałyby opisy a tego nikt zainteresowany by nie przeżył
Powiem zatem najkrócej jak mogę, co nie jest proste, bo nie potrafię jeszcze spojrzeć z dystansu na cały wyjazd… Były to wspaniałe trzy tygodnie podróży po kolorowym, ciekawym, zróżnicowanym kraju. Była to wyprawa po kulturze ostatnich około 3 tysięcy lat, od oceanu do morza, przez góry, miasta i wsie.
Chciałabym jednak w pierwszej kolejności napisać o innym aspekcie mojej wyprawy. Tym który jest nierozłącznie powiązany z moimi zainteresowaniami. Oto opowieść pierwsza:.
Gdzieś w środku Meksyku, w środku najbiedniejszego ze wszystkich 31 stanów Meksyku, Chiapas, jest małe, senne miasteczko.
Wracaliśmy właśnie z wyprawy po kanionie Sumierdo, którego wysokość dochodzi nawet do 1300 metrów nad poziom rzeki Grijalva i zatrzymaliśmy się na czas wolny w najbliższym miasteczku, w Chiapa de Corzo. Cóż było robić: standardowa, rutynowa rundka po zocalo i umiejscowionych pod arkadami sklepikach w nadziei upolowania jakiejś ekstra pamiątki z podróży. Nic z tego. Zresztą jak zwykle: w każdym sklepie to samo…. Ale, ale…. Przemykając po nudnawych sklepikach mojemu Panu wpadł w oko szyld, który przy naszej żadnej znajomości hiszpańskiego wskazywał że trafiliśmy na szkołę rękodzieła. Szyld wisiał nad bramą, w której tle widać było już ogromne patio, ocienione arkadami i zielenią. Pod arkadami siedziały przy stolikach kobiety i coś tam dłubały. Mieliśmy pewne opory, w końcu zdecydowana postawa mojego Pana,  jeden Jego krok, pociągnął mnie za sobą i byliśmy w bramie, potem jakaś miejscowa kobieta zaczęła nas zachęcać do wejścia. I tak trafiłam na kółko kobiet które…wyszywały ! Już myślałam że sobie tylko popatrzę, bo skąd mogłabym pogadać po hiszpańsku Okazało się jednak że była tam Ariana, która doskonale znała angielski. Uczyła się właśnie wyszywać krzyżykiem. Będziemy w kontakcie: wymieniłyśmy się adresami. Ariane może pomóc w zdobyciu tradycyjnych strojów indiańskich, o których tu jeszcze napiszę w swoim czasie. Poniżej prezentuję zdjęcia z przemiłego i nieoczekiwanego spotkania.

Ariana znajduje się na pierwszym planie zdjęcia po prawej

P.S. Dowiedziałam się że pasmanteria po hiszpańsku to merceria

środa, 6 sierpnia 2008

szykuje się urlop

co prawda niestety, mam go tylko na 4 dni, ale już szaleńczo cieszę się na ten wyjazd. Na to że odetchnę od pracy, że oderwę się od biurka i wreszcie ruszę w teren.
Wybieram się na wycieczkę objazdową po niemieckiej Bawarii, austriackim Tyrolu, w końcu po Morawach. Będzie pięknie bo pogoda ma być ładna a i trasa urozmaicona. Planowane są wizyty w zamkach: Hohenschwangau, Neuschwanstein i Linderhof (najmniejszego zamku Ludwika II Bawaraskiego), w miastach: Salzburg, Innsbruck, Linderhof, Garmisch-Partenkirchen, nad jeziorami Eibsee i Königssee i wiele innych atrakcji, między innymi.: "Prezentacja historii produkcji winiarstwa na Morawach Południowych"  

A na koniec ... PRAGA  Trasa wygląda jak na zdjęciu i w  linku. Start: 10.08.2008 o 7.45 w Warszawie.