Dla mnie te sierpniowe dni są czymś więcej tylko niż świętem kościelno-wojskowym: raczej takim charakterystycznym punktem rozpoznawczym: mamy połowę sierpnia czyli dojrzałe lato i zmierzamy powoli w kierunku pięknej jesieni.
Oczywiście spedziłam te dni w Grabinie. Wykorzystaliśmy dłuższy weekend na zorganizowanie spotkania ze Znajomymi i uczczenie pewnego etapu budowy: pojawiły się dwa parapety! Czyli była Parapetówka. Z większym i mniejszym nasileniem świętowaliśmy od piątku do niedzieli. W dzień rozpalaliśmy grilla, zgodnie z nową świecką tradycją ;) a wieczorami rozpalaliśmy ognisko. Ciepło ognia, magia koloru, fascynacja - nie wiem co jest takiego w ogniu że siedzieliśmy długo w noc wpatrując się w żarzące się drewna.
Poza parapetem, który stał się pretekstem dla naszego spotkania, został zakończony taras. Ogromny! I piękny.... Teraz się śmiejemy, że gdybyśmy zaczynali budowę domu od tarasu to pewnie i dom nie byłby nam potrzebny. Taras stanowi serce i wykończenie budynku. Oczywiście malkontent powie: brak schodków, brak barierek, obudowy podpór, zionie dziura spod tarasu, nieobsadzony krzewami. Ale mnie to w ogóle nie przeszkadza: dla mnie przebywanie na tarasie jest tak przyjemne, że może nie być wspomnianych wykończeń - dzięki tarasowi dom zaczął żyć.
Do kompletu na tarasie pojawiły się piękne meble ogrodowe - również własnoręcznie wykonane przez Tatę mojego Pana: stół i dwie ławki: jedna z oparciem, druga zwykła, długa ława.
Poza ławami na tarasie widać jeszcze jeden mebel: pień drzewa. Stoi w nim tradycyjny ziołowy bukiet sierpniowy w wersji maksi! Dęby, krwawniki, pałki wodne, zioła łąk - wszystko to na 15 sierpia było i u nas :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za kilka słów :)