- absurd
- syzyfowe prace
- sport
sobota, 29 października 2011
Jesienna zagwozdka
Grabienie liści na leśnej działce /zaznacz jedną odpowiedź/
niedziela, 23 października 2011
Królicze jajo
Zaległości ogromne jak góra lodowa o którą rozbił się Tytanic.
Nie, nie. Nie stoję romantycznie na dziobie w rytm piosnki Celinki. Wręcz przeciwnie: czuję że już nabieram wody bo rozbiłam się o 24. Godziny.
Nic to. Podtrzymajcie mnie na duchu i dam radę.
Króliki Elisy Tortonesi- Siess skończyłam w połowie sierpnia, zdjęcia nawet nie pomnę kiedy wykonałam. Żal tylko że na słońce nie trafiłam.
Wzór mnie zauroczył już dawno temu i bardzo pasował mi do niego naturalny len i jasna mulina. Ale nie chciałam znowu powtarzać kolorystyki samplera.
Zdecydowałam się zatem na muliny Niny i wspaniały len 40 ct.
Wyszywałam używając jednej nitki muliny, krzyżyki obejmowały dwie nitki tkaniny.
Niniejszym ogłaszam to co powtarzam już niejednokrotnie w mniejszym gronie: JEDNĄ NITKĄ MULINY WYSZYWA SIĘ BOSKO.
Życzę każdej hafciarce aby zaznała tego szczęścia.
Czego się nauczyłam: mulina miała zbyt duże kontrasty i dość długie przejścia kolorystyczne. Stąd króliki wyszły w paski. Następnym razem będę wycinać ciemniejsze lub jaśniejsze fragmenty aby zbalansować kolor i utrzymać jednolitą kolorystykę.
Na pewno wyszyję jeszcze jedno jajo. I znowu zrobię to cieniowanką, tylko mądrzej :)
Haft sobie poczeka na Wielkanoc 2012 z oprawą. Na razie idzie do szuflady.
Nie, nie. Nie stoję romantycznie na dziobie w rytm piosnki Celinki. Wręcz przeciwnie: czuję że już nabieram wody bo rozbiłam się o 24. Godziny.
Nic to. Podtrzymajcie mnie na duchu i dam radę.
Króliki Elisy Tortonesi- Siess skończyłam w połowie sierpnia, zdjęcia nawet nie pomnę kiedy wykonałam. Żal tylko że na słońce nie trafiłam.
Wzór mnie zauroczył już dawno temu i bardzo pasował mi do niego naturalny len i jasna mulina. Ale nie chciałam znowu powtarzać kolorystyki samplera.
Zdecydowałam się zatem na muliny Niny i wspaniały len 40 ct.
Wyszywałam używając jednej nitki muliny, krzyżyki obejmowały dwie nitki tkaniny.
Niniejszym ogłaszam to co powtarzam już niejednokrotnie w mniejszym gronie: JEDNĄ NITKĄ MULINY WYSZYWA SIĘ BOSKO.
Życzę każdej hafciarce aby zaznała tego szczęścia.
Czego się nauczyłam: mulina miała zbyt duże kontrasty i dość długie przejścia kolorystyczne. Stąd króliki wyszły w paski. Następnym razem będę wycinać ciemniejsze lub jaśniejsze fragmenty aby zbalansować kolor i utrzymać jednolitą kolorystykę.
Na pewno wyszyję jeszcze jedno jajo. I znowu zrobię to cieniowanką, tylko mądrzej :)
Haft sobie poczeka na Wielkanoc 2012 z oprawą. Na razie idzie do szuflady.
Elisa Tortonesi - Siess: Hasen Ei
Fabric: Newcastle Linen, 40 ct, Anitc White
Thread: Nina's hand dyed thread Crimson Fire
1 thread over 2
niedziela, 9 października 2011
Niedziela jak urlop
Oł mam... ostatni post sprzed miesiąca. PKP (=Pięknie Kurde Pięknie). Nie żebym narzekała ale mam wrażenie że latałam na wysokości lamperii.
Po pierwsze: nie wszyscy mają świadomość że rusza znowu zabawa świąteczna: Świąteczny SAL.
Miałyśmy już dwie edycje:
Tam też znajdziecie obrazki które w tym roku wygrały głosowanie i które będziemy razem tworzyć.
Mile zaskoczyła mnie liczba chętnych: zgłosiło się 100 Uczestniczek! Jeszcze do tej pory tyle nas nie wyszywało. Na pewno finalnie będziemy cieszyć się kilkudziesięcioma pracami! Zapraszam Was do motywowania Dziewczyn na blogu :)
Po za tym że górę czasu wieczorami zajęła mi obsługa zabawy to jeszcze intensywnie pracowałam przez trzy tygodnie z biura innego niż macierzyste warszawskie. Wyjazdy służbowe mają to do siebie że robi się na 100% ten temat który sprawia że jesteśmy właśnie poza biurem. Inne tematy (w moim przypadku 4 inne projekty) i dokumentologia musiały czekać na wczesne godziny poranne lub nocne. No a przecież jak się jest w ciekawym miejscu to wypadałoby jeszcze wyściubić nos poza biuro i hotel (to w soboty i niedziele między 4am a 6pm). Skutkiem czego sen stał na miejscu 4. Nie wspomnę o książce czy o robótkach.
Wróciłam szczęśliwie do domu w piątek w południe (16 godzin podróży) i pierwsze kroki z lotniska wprost skierowałam do fryzjera. Tąpnęło mną w podróży że jak nie pójdę do fryzjera natychmiast to JAK JA PÓJDĘ NA WESELE w sobotę???
Wesele się udało, potańczyliśmy do ostatniego kawałka. A dziś cudnie... Mam wagary :D Wstałam po południu, śniadanko na mnie czekało, kolacyjka wyjściowa, pranie się robi, podłogi pomyte...
Jak ja się cieszę że jestem w domu!
Nawet dziś igłę do ręki wzięłam :)
I w całym tym szczęściu nie specjalnie mnie martwi że w piątek i sobotę i dziś nie poszłam do szkoły - po prostu doby już nie wydłużę.
A zdjęcia z ciekawych miejsc pokażę. Jak nauczę się je na .jpg przerabiać z głową ;)
Po pierwsze: nie wszyscy mają świadomość że rusza znowu zabawa świąteczna: Świąteczny SAL.
Miałyśmy już dwie edycje:
- Choinkowy SAL 2009 - blog jest zamknięty tylko dla Uczestników (jedna potężna przyczyna to uczyniła)
- Świąteczny SAL 2010
Tam też znajdziecie obrazki które w tym roku wygrały głosowanie i które będziemy razem tworzyć.
Mile zaskoczyła mnie liczba chętnych: zgłosiło się 100 Uczestniczek! Jeszcze do tej pory tyle nas nie wyszywało. Na pewno finalnie będziemy cieszyć się kilkudziesięcioma pracami! Zapraszam Was do motywowania Dziewczyn na blogu :)
Po za tym że górę czasu wieczorami zajęła mi obsługa zabawy to jeszcze intensywnie pracowałam przez trzy tygodnie z biura innego niż macierzyste warszawskie. Wyjazdy służbowe mają to do siebie że robi się na 100% ten temat który sprawia że jesteśmy właśnie poza biurem. Inne tematy (w moim przypadku 4 inne projekty) i dokumentologia musiały czekać na wczesne godziny poranne lub nocne. No a przecież jak się jest w ciekawym miejscu to wypadałoby jeszcze wyściubić nos poza biuro i hotel (to w soboty i niedziele między 4am a 6pm). Skutkiem czego sen stał na miejscu 4. Nie wspomnę o książce czy o robótkach.
Wróciłam szczęśliwie do domu w piątek w południe (16 godzin podróży) i pierwsze kroki z lotniska wprost skierowałam do fryzjera. Tąpnęło mną w podróży że jak nie pójdę do fryzjera natychmiast to JAK JA PÓJDĘ NA WESELE w sobotę???
Wesele się udało, potańczyliśmy do ostatniego kawałka. A dziś cudnie... Mam wagary :D Wstałam po południu, śniadanko na mnie czekało, kolacyjka wyjściowa, pranie się robi, podłogi pomyte...
Jak ja się cieszę że jestem w domu!
Nawet dziś igłę do ręki wzięłam :)
I w całym tym szczęściu nie specjalnie mnie martwi że w piątek i sobotę i dziś nie poszłam do szkoły - po prostu doby już nie wydłużę.
A zdjęcia z ciekawych miejsc pokażę. Jak nauczę się je na .jpg przerabiać z głową ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)