Żeby nie dzisiejsza dogrywka to bym nie skończyła. Zatem Hiszpanie i Holendrzy grali dla mnie specjalnie abym myszy wydziergała. Ostatni krzyżyk postawiłam w chwili kiedy gwizdek sędziego Webba zakończył dogrywkę.
Nie żebym była jakąś zapaloną fanką, ale miło mieć świadomość że 22 rosłych chłopa biega dla mnie ;)
Dzięki temu że drużyny strzelały ślepaki w pierwszej i drugiej połowie regulaminowego czasu zakończyłam mysz na kalendarzu Bebezet:
Grzybiarze byli bardzo mili i wyszywało się te myszki baaardzo sympatycznie :)
A półfinał wiadomo dlaczego: bo jeszcze jeden mecz przede mną, czyli ostatnia mysz do wyszycia na kalendarzu który teraz przebywa u Monilew.
Ten weekend w ogóle był niezwykle aktywny i jestem z niego niezwykle zadowolona. Nie tylko wiele się przemieszczaliśmy ale i robótkowo całkiem sporo popędziłam. Bo i mysz skończona a i mam 70% czegoś szyciowego zrobione.
Otóż skończyłam wreszcie koszyczek (nawleczenie gumki zajęło mi bagatela 3 tygodnie!!!) i dodatkowo zabrałam się za projekt z którym nosiłam się od jakiegoś czasu, ale czasu brakło w obliczu ogrodowych bitew.
Teraz mam i o tym już niedługo :)
no to podkręciłaś napięcie ;)
OdpowiedzUsuńdokładnie słyszę werble dodające atmosfery :)
OdpowiedzUsuńCieszę się że ten weekend był udany :)
Napięcie mam tak podkręcone ze już na szpilkach w pracy siedzę. Pili mnie aby polecieć do domu i szyć :D
OdpowiedzUsuńWeź no! Bo mi też napięcie rośnie! Nie tylko na pięcie, ale wszędzie ;-D
OdpowiedzUsuńpiękne myszorki... już się nie mogę doczekać kiedy je zobaczę w całości...
OdpowiedzUsuń