Inne miejsca

niedziela, 30 maja 2010

Strzał w dychę

czyli nadrabiam szybciorem zaległości okrutne. Zaprosiła mnie Kankanka do zabawy - uważam że najprzyjemniejszej  do tej pory zanotowanej formy łańcuszka blogowego.
Przeszukałam wszystkie posiadane płyty - zeskanowanych zdjęć z dzieciństwa nie zanotowałam. Najstarsze odnotowane zdjęcie pochodzi z 2006 roku. Cyfrówki dorobiłam się później, zatem mam to co mam i czym Was teraz zamęczę.

Nie ukrywam, że przeglądanie zdjęć wywołało uśmiech na twarzy. I nie chodzi tylko o najstarsze zdjęcia, ale te wszystkie które się przydarzyły 'po drodze'.

Najstarsze zdjęcie wypadło blado: jestem uchwycona od tylca i to jakaś taka zawiana i szara. Wiadomo: integracja była, syndrom dnia następnego trzeba było wywiać z głowy. Na początku czerwca nad naszym morzem to dość proste, mówmy szczerze ... :) Niemniej pogoda idealna dla ćwiczenia na sucho umiejętności potrzebnych do kitesurfingu. Wciągnęło mnie tak bardzo że po kolana w piachu brnęłam a i kilka razy mnie poderwało skrzydełko :D  Adrenalina była spora, tylko szkoda że po południu wiatr stanął i na wodę już nie wyszliśmy aby na mokro poćwiczyć ... I ot koniec historii. Historyczna jest moja fryzura, którą przytaczam na zdjęciu obok - jeżyka już nie ma. Czasami za nim tęsknię, bo wygodne draństwo było!


 

I to już niby wszystko. Emocjonalną ekshibicjonistką nie jestem, dlatego dodam tylko szybko, że powyższa historia to tylko "przykrywka". Najważniejsze co się przydarzyło to to, że konsekwencje wyjazdu znoszę na co dzień. Spokojnie: dziecka brak :D
Wyjazd zaowocował poznaniem mojego aktualnego Połamańca. Zaczęło się od rozmów przy ognisku, potem różnych kolein losu, kolein dróg zupełnie niewspólnych. Po perturbacjach, innych bliższych i dalszych znajomościach, jesteśmy szczęśliwie ze sobą. I niech tak zostanie.

czwartek, 27 maja 2010

Drgnęło

wreszcie i u mnie. Zaparłam się kopytami. Zaparłam się całą sobą i, jak mawia Babcia Vilemoo, wypociłam. Leżało ośm mysz bezczelnie na stole od 10 kwietnia. Napięte na ramę patrzyły na mnie i z wyrzutem pytały: kiedy nam dorobisz koleżankę??? I nie ważne że koleżanka Dziewiątka ubrana w kostium gustowny i płetwy. Ważne że Ona łypała na mnie zza maski i dopraszała się przyjścia na świat.
Dziewiątka była jak wyrzut sumienia, jak młyńskie koło ciążące na szyi.
Ale wreszcie dziś JEST! Jest Dziewiątka!

A oto kalendarz Emlut w całej okazałości:
 Teraz wreszcie zabiorę się za inną pracę :)

Oczywiście myszy to nie jedyne co się u mnie dzieje. Dla odmiany na ten przykład pielę, sadzę i dbam o zarośla działkowe. Zakwitły nam azalie pomarańczowe, czerwone i różowe:



A skalniaczki wyglądają jak malowane:



Dodatkowo mamy wreszcie zrobiony taras a i barierka się pojawiła.

Tylko schody "wejściowe" zostały marmurowe :D
I zakończony został kominek. Choć ta forma jest na razie przejściową, jednak podoba mi się. Więc nie wiem czy z wersji temporary nie przerodzi się jednak w docelową.

I tak powoli się urządzamy. Bywam w weekendy na działce, i strasznie mi tęskno za częstszymi pobytami.
Mój Połamaniec dostał dziś zwolnienie aż do sierpnia, zatem zaraz się przeniesie na działkę 'na stałe' do sierpnia. A je będę siedzieć w stolnycy i codziennie zmierzać raźno do pracy. Jedynym plusem jest to że wieczorami wreszcie będę mogła złapać się za robótkę, bo domek został już całkiem przyzwoicie wykończony i nie wymaga tak skoncentrowanej uwagi. 

Teraz tylko przyjemności :D

piątek, 21 maja 2010

Tygodniowy niedoczas

Lenię się ostatnio. Robótkowo. Choć to też pół-prawdy. Około 90% czasu pochłaniają mi inne czynności i tzw. 'przeszkadzacze'. Latam jak kot z przysłowiowym 'pęcherzem'. Wyjścia towarzyskie, spotkania dawno odkładane, działka i sprzątanie domku po wykończeniówce, która jeszcze się nie skończyła i będę miała wielki comeback we wrześniu.

Przeszkadzacz to na ten przykład brak wody w całej dzielnicy, jak nie w całej zachodniej Warszawie. Otóż zaserwowano nam planowe wyłącznie wody. A przepraszam - minęłam się z prawdą. Toż woda jest!!!!  Ale ....  jej ciśnienie jest obniżone. W związku z czym na jedno wychodzi, ale brzmi lepiej ;)
Zatem przez trzy poranki tego pracującego tygodnia wstawałam, ładowałam się w samochód i leciałam do Rodziców się wykąpać i 'zrobić' do pracy. Po pracy zajeżdżałam do Rodziców w różnych celach. Ale generalnie takie już zmiany są niezłym czaso-pochłaniaczem w porównaniu z codziennym harmonogramem.

Mimo wszystko udało mi się wydłubać jakieś 90% myszy naszej Round-Robin. To już dziewiąta mysz na naszym kalendarzu. Pociesza mnie szybki progress w tym tygodniu, biorąc pod uwagę że mysz leży u mnie już ponad miesiąc. Miałam  ambitny plan skończyć ją wczoraj (backstitche i jedna chmura...), aczkolwiek włączono nam wreszcie wodę i ja z tej radości latałam na szmacie po domu oraz po sklepie  przygotowując się na dzisiejszą 'kolacyjkę' w babeczkowym gronie. Bardzo się na nią cieszę :)

A jutro rano lecimy do Łodzi - poobijamy się po Targach Sztuki w Łodzi,  a co! W niedzielę standardowo: działka ...

Ciekawa jestem jak długo jeszcze światło będzie docierać do wnętrza naszego mieszkania przez szyby w oknach. Ich stan czystościowy woła o pomstę do nieba. Albo ja po prostu tak lubię myć okna, że zawsze znajduję sobie inne, znacznie ciekawsze zajęcia ;)

Aaaaa..... szukam źródeł swoich najstarszych zdjęć. Muszę jeszcze górkę płyt CD przeszukać i wtedy zrobię wpis. Ileż wspomnień się podczas poszukiwań uaktywniło :D Zabawa w 10. zdjęcie jest naprawdę świetna!

Jestem z myślami z tymi którzy drżą w tej chwili o swoje zdrowie i dobytek z powodu zagrożenia powodzią. Liczę po cichu że może zdąży 'wyparować' nieco wody zanim spowoduje zbyt dużo nieszczęść?? Naiwna jestem, ale ogarnia mnie bezsilność na myśl jakim woda jest żywiołem. Ta sama woda od której tak zależy nasze być czy nie być....

czwartek, 13 maja 2010

Dzieje się

Duuużo się dzieje.
Przede wszystkim w sobotę odbyło się Wielkie Spotkanie Podlasko-Mazurskie w Białymstoku. Obszerne relacje już zostały zamieszczone przez:

Nie wiem już co miałabym napisać aby relacja była bardziej pełna: do tej pory miotają mną pozytywne emocje. Zresztą o ich poziomie niech świadczy takie sympatyczne zdjęcie:

Jest nieco ciemne, ale mam nadzieję oddaje temperaturę konwersacji (tu ja na zdjęciu z Bożenką).

Ten dzień minął nawet nie wiem kiedy, a adrenalina na samo wspomnienie  rośnie do poziomu z soboty! Wspaniale było poznać Dziewczyny które znałam do tej pory tylko z nicków i takie które okazje miałam poznać dopiero w sobotę. Fantastycznym przeżyciem było dotykanie prac i podziwianie kunsztu i maesterii wykonania. Zadziwiała różnorodność technik, form, kolorów, wzorów. Mogłabym tak długo i namiętnie wymieniać. Z Yenulką nie mogłyśmy się nagadać do wieczora. Aż dziw jak mój 'terrorysta' to przyjął spokojnie ;)

Spotkanie było fantastyczne! Odświeżające! Emocjonujące! Do tej chwili mam przed oczami Autorów i prace utrwalone na tych zdjęciach: #1 i #2
 
Madziula, Krzysiu: dziękuję Wam! I liczę na więcej podobnych okazji :)

Potem była już tylko nuda: podróż do Płocka do ciemnej nocy, na działkę. A tam czekała już na mnie Mama. W niedzielę rano po deszczu zrobiłyśmy obchód, zliczyłyśmy absolutnie priorytetowe rzeczy do zrobienia i poszłyśmy, nie omieszkam dodać że przybite ilością pracy, na kawę.
Po kawie zaczęło się od grabienia liści pod ławkami a skończyło na wypieleniu rabaty, posadzeniu jaśminowca i obsypaniu korą hektara części rabaty (to ta żywa zieleń na tle nowej kory).  Minęło południe.....


Potem pozostała /dla odmiany oczywiście ;) /  nudna, ciężka praca.... pielenie, sadzenie, obsypywanie, sadzenie, wynoszenie gruzu, zbieranie kamieni.
 Mama posadziła hosty:

i wetknęłyśmy liliaka. Magnolię Mama posadziła kilka dni wcześniej.

Kilka dni wcześniej również dokończyła taką rabatkę, pokazaną w poprzednim poście w trakcie pracy:



Na koniec dnia Mama, ze wsparciem Młotkowego, wybrukowali stopień kamienny. Zdjęcia gotowego stopnia brak, ale dowód że praca była wykonywana jest:



**********
A do tego wszystkiego kilku bystrych Szpiegów ;) wyśledziło, że już od wczoraj nie jestem 30+ ale 30++. Ano, 12 maja roku pamiętnego urodziłam się i jakoś leci.

Dostałam od Was mnóstwo życzeń! Bardzo, bardzo mnie zaskoczyły, bo się ze swoimi urodzinami nie afiszuję.  I za wszystkie okrutnie Wam dziękuję! Dla Was dedykuję te oto kwiaty wiosenne, majowe, z własnego już ogródka:


I mam nadzieję że życzenia niedługo zaczną się realizować i wreszcie pokażę Wam jakieś robótki zamiast ogródkowych dokonań :D


P.S. w pracy z okazji urodzin dostałam świetny prezent (na razie tylko papierowy dowód zamówienia ... ;) ) . Mam nadzieję że już w poniedziałek jednak doleci z UK i wtedy się pochwalę :D

P.S.2 .... szydełkowej firanki kurakowej zostało 8 rządków .....  Oby do końca!

sobota, 8 maja 2010

Dziękuję

Dziękuję za miłe przyjęcie!
Blogspot nie jest mi obcy, bo jakby nie było bawiłyśmy się razem w Choinkowego SAL-a i teraz właśnie tutaj gości inicjatywa neeldepointowa. Ale wiecie jak trudno opuszczać własne kąty. Choćby były nieco zagrzybione i nieustawne nawet, to są to własne kąty. Chyba nie przepadam za zmianami.

Ale jestem dzielna i kopiuję wpisy z bloxa: po kilka dziennie i do końca roku dam radę ;)

Jutro czeka mnie dzień na który nie mogę się doczekać już od kilku tygodni: jedziemy na spotkanie z Białostockimi Szalonymi Robótkowiczkami. Krzysia TU pisała o spotkaniu i mnie nosi.
Upieczony sernik i zrobione napoleonki jako backup (bo co do sernika mam marne przeczucia :((() no i wiozę dwa pojemniki warzyw i gar dipu czosnkowego, do podjadania na słono.

A potem lecim na szczecin, czyli jak odstawię Yen w objęcia mężowzięcia, to kierunek Płock się kłania. I działeczka na której aktualnie pracuje moja Mother. Zobaczcie co wyczynia ta szalona Kobita:




Do miłego zobaczenia w poniedziałek!

czwartek, 6 maja 2010

Teraz TU

Nadejszła wiekopomna chwila. Blox dziś nie działa od 18. U mnie nie działa od 19:30, tyle jestem w stanie potwierdzić bo o tej porze próbowałam go odpalić. Siedzę z palcem na F5 i odświeżam. I ciągle to:


I wiecie co???? Mam serdecznie dość. Już tyle osób pytało kiedy się przeniosę z bloxa i nie robiłam tego z powodu przywiązania do tamtego miejsca. Tyle czasu włożyłam w jego 'gładzenie', zabawę w zakładki, zdjęcia, linki ..... Ale to co dzisiaj się dzieje a do tego nadwyrężona cierpliwość Drogich mi Wirtualno-Realowych Dziewczyn przepełniła czarę goryczy.
Zostawiam za sobą kawał mojego życia: 2,5 roku. Wspólne emocje i przeżycia. Setki, a nawet tysiące komentarzy. Narodziny mojego Siostrzeńca, SAL Choinkowy, wpisy moje chałupkowe, narty i inne zdarzenia którymi się z Wami dzieliłam.
Niemniej żywię nadzieję że się tu zadomowię i ze będziecie mnie dalej odwiedzać.

ZAPRASZAM

Archiwum: Maj

Najpiękniejszy miesiąc roku - maj oczywiście - rozpoczął się nareszcie! Bardzo lubię zieleń drzew i krzewów w maju.
Uwielbiam kwiaty majowe wszelkiej maści: konwalie, bzy, kasztany, narcyzy, pierwiosnki, barwinki, serduszki, peonie, głogi i inne magnolie i brzozy. Dlatego bardzo się cieszę że na brzegu naszego lasu rosną brzozy właśnie. Teraz są cudnie ozdobione krzykliwą, ostrą zielenią cudnie kontrastującą z białą korą.
Grabina
No dobra. Przyłapaliście mnie. Wygódka jeszcze nie została rozebrana, ale ładnie się komponuje z działką. Działka bez wygódki jest jakby ... niekompletna ;) Ale kiedyś ją rozbierzemy.
W sobotę pół dnia (do 20!!!) jeździłam na szmacie. Mycie okien po budowie, podłóg, łazienki , każdego drobiazgu .... to było wyzwanie. Ale satysfakcję mam ogromną! Szkoda tylko że jak siedziałam na szmacie pogoda była żarówiasta. I szkoda że już w najbliższy weekend znowu ekipa budowlana wchodzi na tydzień do domku ....
W poniedziałek za to było w kratkę: deszczyk, słońce, deszczyk, słońce.  Pełłam zielsko z piaseczku, rozmawiałam z Sąsiadami, podotykałam i pozglądałam kąty działkowe. A to sprzwdziałam czy paprotki rosną, czy parzydło ma się dobrze, czy dęby posadzone późną jesienią żyją. A to górę ziemi z gruzu wstępnie przebrałam, pogrzebałam w piaseczku i perzu się pozbywałam. I uciekałam przed deszczem. I azalie opieliłam i każdy pączek obejrzałam. I azalie wszystkie zakwitną! A rododendrony niestety dwa nie będą miały kwiatków. Ale młode są, to mogą.
No to i zdęcia zrobiłam: oto rabatka pod tarasem. Widać tulipanów chmarę i zagubione na brzegu dwa hiacynty różwe. A przed nimi żurawki czerwone i jedną zieloną. Zielona żurawka wypuściła już trzy kwiatostany!
Działka
No i widać już że barierka jest na tarasie :D
A w tle muszę, bo się uduszę ..., pochwalić pięknym stopniem drewniano-kamiennym:
Grabina
Produkt mojej Mammy oczywiście.
A tu druga rabatka. Ciemierniki, skalniaczki, tulipany i inne trzmieliny w stadium maleńkości:
Grabina

A to pokażę Wam jeszcze pąki azalii Glowing Embers:
Grabina
Będzie zdecydowanie ładniejsza jak zakwitnie na pomarańczowo, ale ponieważ to jej pierwszy rok na działce i pierwszy raz u nas zakwitnie to ja już doczekać się nie mogę. Tym bardziej że jak ją kupiłam miała trzy kwiatostany, a teraz ma ich chyba z 10! Na każdej gałązce rozwinie się burza ognisto-pomarańczowych kwiatuszków! No i czerwone azalie też będą kwitły :D
Teraz już znacznie częściej będę Was zanudzać takimi opowieściami o niczym - bo że pieliłam nic nie widać na tak zarośniętej działce, to i wydaje się że straciłam czas.
A robótek nie przybywa.
Ulikop - te znaki zapytania to był tajny kryptonim firanki. O TEJ.  Głowa już jest, nowe cipaki też są. Tylko 16 brzegowych rządków brak. Masakra....
Dziewczyny, ja tam nie kłamię nic a nic: to dobieranie kolorów w needlepoincie to droga przez mękę i co jak co, ale ja więcej nie chcę. A że ładnie to wyszło przez przypadek. Laura Perin wcześniej ładnie dobrała do swojej pracy kolory to i mnie ładnie wyszło :) Bo od Laury podpatrzyłam kolorystykę :)



wtorek, 4 maja 2010

Archiwum: zniknęłam

zaginęłam w boju, ale znowu wracam. Zło zawsze  wraca ;)
Zaczęła się wiosna, po ostatnim wyjeździe narciarskim pora wracać do rzeczywistości. Rzeczywistość w postaci działki piszczy aż miło. Ale o tym w kolejnym poście.
Żeby nie było się że się opierniczam, przedstawiam ile udało mi się w ciągu weekendu majówkowego wydziobać na działce. Znaczy dziobałam na materiale, ale siędząc na działce w 'salonie'. Dziś nadrobiłam zaległości z połowy kwietnia i całego maja. Czyli w SAL-u jestem bardzo na bieżąco. Chowam teraz robótkę do szafy na cały miesiąc i wyciągnę ją dopiero w czerwcu, kiedy to na stronie ANG znajdzie się publikacja części czerwcowej.
Teraz moja wersja SAL-a wygląda w całości i aktualnie następująco:
A Promise of Mistery
A Promise of Mistery
Nie oprę się też i zaproszę Was do obejrzenia innych pięknych prac na stronie Polski Needlepoint.
Dodatkowo jako robótkę wzięłam na działkę myszy i firankę. Obie prace wróciły w stanie wyjściowym, czyli progres "zerowy".  Mysz będę kończyć w tym tygodniu. A firnaka??? Zostało mi 16 rzędów. Ratunku: tak niewiele a nie mogę się zabrać!
Ale zmobilizuję się, zmobilizuję, zmobilizuję. Jak już wybiorę lodówkę, klamki, światło do łazienki, kupimy drzwi itd.... Sezon wiosenny ma niestety swoje prawa i powoduje że działka dostaje pierwszeństwo :)