Inne miejsca

wtorek, 28 września 2010

Never ever RR!

Wiadomo już że podczas urlopu się opierniczałam. A co.
No i jasna sprawa że tak przez 12 godzin to po lesie nie łaziłam albo cały dzień kawy nie piłam przy krzyżówce.
Trochę udało się też podłubać.
Miałam swój plan który zakomunikowałam. Mam i progres. Zaczynam od tego co spędzało mi sen z powiek i powodowało wstręt do innych prac: RR myszowe.


Sama się zgłosiłam, sama się wpisałam, mea culpa, mea maxima culpa. Reklamacje mogę tylko na własne biurko kierować, ale.... wreszcie..... po tylu miesiącach!



Ta dam! Nastąpi wiekopomna chwila!

.

.
.
.
.
.
.
.
.
.
.



 WIELKI KONIEC!
.

.
.
.
.
.
.
.
.
.
.



Wielki koniec jedynego w życiu Round Robin w jakim wzięłam udział!

Oto ostatnia mysza wyszyta. 

I nie powiem, wyszywało się całkiem sympatycznie. To dlatego że OSTATNIA to była mysz :)


Kalendarz jutro wróci do Właścicielki. Wiecie ile czasu się plątał po Polsce?
Od grudnia 2008 do września/października 2010 czyli 19 miesięcy wyszywania 12 myszy ..... A niektóre inne kalendarze jeszcze nieskończone! No comments.





Here is the last piece of Round Robin I decided to start with group of friends in December 2008.
It took 19 months to complete calendar with 12 motives dedicated for each month upon the year. I must admit now, once last mice is over I am happy more than ever! That was the easier and the longest project in my cross-stitcher career.

Next time when I will try to look at any RR please remind me (accordingly and roughly)
that project!





Cieszę się że już jest koniec!
Mój osobisty kalendarz też doleciał, ale brudny jest jak melediabeł i muszę mu jeszcze jakąś dedykacyję dłubnąć. Zatem nie gotowy do pokazywania jest.


Witajcie inne robótki :D

22 komentarze:

  1. no i Ty dzielna już skończyłaś :) ufff gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, że już koniec. A co do RR, podpisuję się wszystkimi czterema kończynami.
    Ja teraz czekam na ostatniego kota...mam nadzieję, że niebawem przybędzie i wreszcie się od nich uwolnię...przez te opóźnienia to ja ju nawet nie wiem, czy one mi się jeszcze podobają ;)
    Ale myszy wyglądają superowo :)

    OdpowiedzUsuń
  3. dobrze, że myszy masz już za sobą!!! teraz dopiero poszalejesz robótkowo:))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tam zawsze twierdzę, że jeśli coś jest na czas i jest zobowiązanie, to jest to duuużo cięższe wyzwanie niż jakby się samemu chciało..

    OdpowiedzUsuń
  5. gratuluję ukończenia !!! kamienie z serc, czapki w górę :)
    masz u mnie zaklepanego klapsa w przypadku nachalnych myśli dołączenia do nowego RR i liczę na wzajemność ;)
    pozdrawiam !!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też ciężko pracuję w warunkach przymusu. I zdecydowanie niewydajnie. A w tle ciężar w postaci podjętego zobowiązania.... i tęsknota za lekkością związaną z wolnym wyborem :-)

    Cieszę się, że się cieszysz, że to koniec.

    I jeszcze dowcip, taki o kozie, pewnie znasz :-))))

    OdpowiedzUsuń
  7. Faktycznie Ci aparat szwankuje, zamglił Ci kolejne zdjęcie.
    Myszy są świetne, ten koniec musi bardzo radować. Ten mysi kalendarz jest chyba projektu Mlodetski? Taki bardzo w jej stylu.
    Pozdrowienia zostawiam i niecierpliwie czekam na następną Twoją robótkę :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. To nie jestem odosobniona w poglądach ;) Nie zapisywałam się na żadne RR, bo wiedziałam, że jak tylko coś bym musiała to natychmiast by mi się nie chciało.

    Gratuluję wytrwałości !!!
    Za jakiś czas te kalendarze będą bardzo miłym wspomnieniem i na pewno z przyjemnością powiesicie je sobie w domku, za jakiś czas.... kiedy zapomnicie jak trudno było się zmusić do obowiązku haftowania :)))
    To prawie jak w małżeństwie, sprawia przyjemność dopóki nie jest obowiązkiem małżeńskim :))))))

    OdpowiedzUsuń
  9. Cieszę się, że to napisałaś. Do tej pory myślałam, że jestem odosobniona w swoich poglądach/odczuciach. Ja skończyłam z myszami jakiś czas temu - nawet o tym nie pisałam, bo zabrakło mi odwagi, żeby takie "niepolityczne" rzeczy pisać. Wobec tego podpisuję się pod Twoim tekstem czterema (mysimi) łapkami : never ever...

    OdpowiedzUsuń
  10. Kalendarz prześliczny. Każda mysz z osobna również. Hihhi, melediabeł powiadasz :) :) :) :)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  11. to poczucie obowiązku zupełnie odejmuje przyjemność wyszywania. Mi jeszcze koci kalendarz został - aczkolwiek już od kilku miesięcy nie dostałam żadnego kota :( a poza tym koty są bardziej skomplikowane więc pewnie zleci nam ponad dwa lata :(

    OdpowiedzUsuń
  12. Myszy fajne i super, że już skończyłaś! Wielkie gratulacje dla Ciebie:)
    A przy każdej takiej okazji gratuluję w duchu sobie, że nie uległam pokusie uczestniczenia w żadnej RRce. Na 100% bym się haftowstrętu nabawiła...

    OdpowiedzUsuń
  13. No i po bólu!
    Zmęczyło mnie śledzenie losów myszek.
    Wykończyło nie gorzej niż wyszywające. Ale gratuluję Tobie i innym pewnie też niedługo końca. Kalendarze będą wspaniałe.

    OdpowiedzUsuń
  14. melediabeł coś mi się z Melą kojarzy :D taaaaak to przeze mnie ^^ śliczne myszory :) i teraz pomyśl o ile większa jest przyjemność powortu do samodzielnego wyboru pracy ^^

    OdpowiedzUsuń
  15. Eguniu, politycznie-niepolitycznie jakoś nie zastanawiałam się nad tym. Może dlatego że prezentuję moje personalne odczucia i trudno: takie one są :(
    Ale cóż: trzeba zrobić podsumowanie i wyciągnąć wnioski jak w każdym projekcie:
    1/ mam kalendarz wyszyty przez 12 niezwykłych Babeczek rozsianych po całej Polsce.
    2/ kalendarz wrócił do mnie w całości (nie został zeżarty przez zwierzęta ani inne gady)
    3/ poczta polska działa! 10 przesyłek jednego kalendarza i za każdym razem przesyłka doszła! Sukces 100% :)
    4/ nauczyłam się czegoś o sobie: nienawidzę równoległego wykonywania kilku prac zwłaszcza bolało mnie że nie będę mogła zaplanować kolejnej pracy 'bo myszy' nie wiadomo kiedy przyjdą a przecież mamy opóźnienie i czeka ktoś następny i mają w zwiazku z tym najwyższy priorytet.

    RR traktuję jak kolejne doświadczenie: cieszę się że projekt jest skończony, cieszę się z gotowego efektu ale wiem że już się nie podejmę drugi raz. Bo zbyt cenię sobie swoją niezależność robótkową i możliwość planowania czasu wg moich potrzeb.
    Czytając Wasze komentarze robi mi się lżej na duchu: już myślałam że tylko ze mnie taki 'dzikus' aspołeczny - zawsze w grupie raźniej ;)

    Lilu, a ja nie znam tego o kozie, buuu ... Powiedz :)

    Trzymam kciuki za wszystkie wyszywające RR , a w szczególności za TE OD KOTÓW - TE mi teraz najbliższe ciału :)

    A melediabeł to powiedzonko chyba mojej Babci. Albo Mamy. Na pewno z mojego wczesnego dzieciństwa. Czasami słyszałam że ktoś z nas (lub kot) wrócił z włóczęgi brudny jak 'melediabeł' i teraz mi się przypomniało :)

    Ściskam Was mocno!

    OdpowiedzUsuń
  16. Cudna. Gratulacje. Na pewno miałyście przez te opóźnienia nerwy itd ale teraz jakie cuda do podziwiania :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Krzysia ma rację - to już nie przyjemnośc - to smętny obowiązek :-/
    Ja się wkopałam w 2 RR!!
    Szczęściem nie świecę, ale w chwilach totalnego tłuczenia łbem w ścianę mówię sobie: sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało!!

    OdpowiedzUsuń
  18. Ato, łączę się z Tobą w bólu. Dużo jeszcze Ci zostało do końca tych RR-ów?

    OdpowiedzUsuń
  19. Nawet nie pytaj...
    Jeden --> 6 obrazków do wyszycia
    drugi --> dopiero zaczęty :-////

    OdpowiedzUsuń
  20. o choroba... :( Ato, jestem z Tobą myślami. Daj znać jak się nie będziesz wyrabiać - pomogę.

    OdpowiedzUsuń
  21. Dzięki!
    Mam jednak nadzieję, że dam radę. Trzeba ponosić konsekwencje własnej głupoty.
    Opóźnień nie mam, na bieżąco się wyrabiam z tym pierwszym. Z drugim mam nadzieję,. że też tak będzie.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za kilka słów :)